What a spice, czyli jesień zawitała na salony. || INGLOT


Nowa kolekcja firmy Inglot od razu wzbudziła nie tylko moje zainteresowanie, ale także skupiła uwagę większości dziewczyn zajmujących się makijażem. What a spice to już szósta specjalna propozycja firmy, która wcześniej podjęła współpracę z Anją Rubik czy La Manią. Dotychczas moją ulubioną była Mamma Mia, która powstała dzięki partnerstwu firmy podczas musicalu MM nie tylko na Broadwayu ale także i w Polsce. Z tego miejsca serdecznie polecam Wam wybranie się do teatru Roma na ten prześwietny musical!
Źródło: https://inglot.pl/what-a-spice/583-pomadka-do-ust-matte-what-a-spice

Źródło: https://inglot.pl/what-a-spice/584-konturowka-do-ust-colour-play-what-a-spice
https://inglot.pl/what-a-spice/582-cien-do-powiek-freedom-system-matte-what-a-spice

Jeszcze do niedawna można było przebierać wśród pomadek, konturówek i cieni do oczu, natomiast firma Inglot pokusiła się o dalszą część kolekcji, którą stanowią płynne matowe pomadki HD oraz oddychające lakiery do paznokci. Kolorystyka oscyluje w okół wszelkiego rodzaju brązów, pasteli i czerwieni.

https://inglot.pl/what-a-spice/598-oddychajacy-lakier-do-paznokci-o2m-what-a-spice
https://inglot.pl/what-a-spice/599-pomadka-w-plynie-hd-matte-what-a-spice

W moje ręce wpadła paletka dziesięciu matowych cieni. Jak utrzymywałam podczas testowania cieni z serii Mamma Mia, tak nadal podtrzymuję zdanie, że są one bardzo, ale to bardzo dobrze napigmentowane. Kolekcja zawiera piękne ciepłe i zimne brązy a także czerwień i bordo. Cienie blendują się znakomicie, prószą minimalnie, a ich konsystencja nie jest aż tak "sucha". 







Kolory zawarte w nowej kolekcji mocno nawiązują do jesieni. Jest ona idealnie stworzona pod tą porę roku, aczkolwiek nie jest powiedziane, że nie można ich używać zimą czy wiosną. Każdy cień w paletce idealnie ze sobą współgra, razem tworzą perfekcyjną grupę, i nawet jeśli miałabym już podobną kolorystykę w innych paletkach, to i tak bez zastanowienia zakupiłabym nową propozycję Inglota. Na produktach tej firmy bardzo dobrze mi się pracuje, i gdy tylko przypomnę sobie, że jest to nasza rodzima produkcja to tym bardziej jestem z nich zadowolona. 



Niespodzianka od Makeup Geek!


Niespodziewanie, bo takie są niespodzianki dostałam wielką paczuchę od firmy Makeup Geek! Może nie jest to do końca taka niespodzianka, bo mogłam sama zadecydować które 20 cieni z całego asortymentu firmy a także kredki przelecą do mnie ponad tysiąc kilometrów. Myślałam, że to sen, ale zostałam zbudzona gdy tylko kurier zapukał do mych drzwi. Zobaczcie, co było w paczce, cieszcie się razem ze mną i zakasujcie rękawy do dalszej pracy, bo ja dostałam takiego kopa, że siadam jutro z samego rana i stworzę coś ciekawego, choć korci mnie żeby zamoczyć w nich pędzle już teraz! 

Wybór cieni nie zajął mi zbyt długo. Weszłam na stronę Makeup Geek i spisałam nazwy cieni, które chciałam kiedyś kupić na promocji z sklepie, kiedy to były  za pół ceny, aczkolwiek wszystko w mig zostało wyprzedane! Nie da się ukryć że najwięcej cieni pochodzi z serii Duochrome oraz Foiled eyeshadows, bo to one są warte uwagi i ich posiadania, dzięki swojej pigmentacji i nie oczywistości. 


MAKEUP GEEK EYESHADOW PANS 

Są to cienie z (nie)zwykłej serii, wbrew pozorom nie posiadającej jedynie matowych osobników, ale także te połyskujące! 
Sorbet - jasny, pastelowy kolor o matowym wykończeniu

Early Bird - skojarzył mi się z kurkumą.. :D Matowe wykończenie.
Creme Brulee - ładny piaskowy kolor, z matowym ale przyjemnie miękkim wykończeniem.
Mango Tango - powiedziałabym, że bardziej podchodzi pod czerwień niż pomarańcz. Ma zauważalne złote drobinki.
Poppy - matowy pomarańcz
Pixie Dust - tu zaczynają dziać się cuda! Jest to piękna limonka o świecącym wykończeniu.
Lemon Drop - posiada to samo wykończenie co Pixie Dust, ale to cytrynka!
Neptune - po tym cieniu spodziewałam się troszkę lepszej pigmentacji. Ma wykończenie matowe.
Corrupt - możemy się w nim doszukać małych drobinek, aczkolwiek jest to czerń z mocną pigmentacją!

Tym kończę cienie ze standardowej serii. Jeszcze tylko parę chwil na swatche wyżej wymienionych produktów, i zabieramy się za duochromy i folie! 


Mam nadzieję, że siedzicie, bo gdy tylko ujrzycie te niesamowite cienie to padniecie! Let's go!

Rockstar - to cień Duochromowy, który posiada srebrną bazę połączoną z różowymi refleksami. 

 Im Peachless - jasna morelka z różowym akcentem
 Nostalgic - piękny jasny róż z foliowo-metalicznym wykończeniem.
 Day dreamer - jasny, liliowy kolor o wykończeniu foliowym
 Karma - aparat nie oddał jej piękności, ale jest to połączenie złota, zieleni i żółci, które wygląda przeeecudownie!
 Fortune Teller - piękne złoto, nic dodać nic ująć.
 Limelight- znów czysty kolor - w tym wypadku zieleń o foliowym wykończeniu.
 Fantasy - jak dla mnie jest to zgaszony, ale nadal soczysty kolor mięty, również o foliowym wykończeniu.
 Secret Garden - zielony cień z brązową podstawą/
 Legend - brązowo-miedziany metaliczny cień.

MAKEUP GEEK - FULL SPECTRUM EYE LINER PENCIL COMPLETE SET 

Dodatkowo Grace zaproponowała mi zestaw 10 kredek do oczu, które są bardzo, ale to bardzo miękkie (już dwie zdążyły mi się połamać) i dobrze napigmentowane! Oczywiście można je używać nie tylko jako eyeliner, ale również na linię wodną czy jako bazę pod cienie. Jak długo utrzymują się na linii wodnej, i czy są warte polecenia? Tego nie wiem, od jutra zaczynam testy!



W skład zestawu wchodzi 10 kredek: Nude, Spice, Espresso, Cobalt, Royal, Orchid, Plumeria, Ocean, Mint oraz Obsidian. 







Za cienie Makeup Geek mogę spokojnie ręczyć, bo posiadam ich kilkanaście w swojej Z-Palecie, i dość często po nie sięgam. Zwłaszcza te z kolekcji Duochrome i Foiled są warte swojej uwagi a także ceny. Są nieoczywiste i odbiegają od zwykłych brązów czy czerni. Kredki będę testować i dam znać jak się sprawują. A dla chętnych - czekajcie na Black Friday, na którym  być może te produkty będą przecenione, o ile pamiętam w zeszłym roku firma wyszła z taką inicjatywą. ;) Można je znaleźć również na Beautybay, który wysyła produkty z Wielkiej Brytanii, i tam również od czasu do czasu są one w bardzo korzystnych cenach!

Ja z tego miejsca po raz enty dziękuje Grace za tą świetną niespodziankę, i na pewno w najbliższym czasie zobaczycie makijaże zrobione przy użyciu tych produktów. :)

I zapraszam Was na wcześniejsze posty ze swatchami cieni Makeup Geek!



DIY Glitter Injections, czyli niesamowite cienie tańszym kosztem!

Są najbardziej pożądanymi produktami w ostatnim czasie. Każda kobieta lubiąca tego typu kosmetyki oszalała na ich punkcie, bo dają niesamowity efekt, są kolorowe i przyciągają oko... Ale... Ich cena niestety przerasta dużo ponad portfel zwykłej pani Nowak z ulicy Polnej, która wydała swoje ostatnie oszczędności na zakup podkładu, bo akurat natrafiła się promocja. :)
Nie ma co się martwić! Jeśli chcesz mieć niestandardowe cienie w swojej kolekcji, a nie stać Cię na oryginalne produkty - głowa do góry! Dzisiaj powiem Ci jak stworzyć własne cienie tańszym kosztem. Nie trzeba mieć zdanej matury z chemii, ani nie trzeba być chemikiem by móc je zrobić. Zapewne nie jedna z Was borykała się z problemem ukruszonego rozświetlacza, cienia czy pudru, i szukając sposobów na jego "odnowienie" natknęła się na specyfik zwany alkoholem izopropylowym.. Na podobnej zasadzie stworzysz swój własny cień, nie tylko brokatowy ale także matowy czy satynowy..
Wszystko co przybliży Cie o krok do zrobienia własnej kolekcji super popularnych cieni to:
1) Alkohol izopropylowy to bazowy składnik całej operacji. Wśród innych DIY dziewczyny używały 91-90%, ja natomiast nie mogłam takiego dostać, więc zakupiłam 70%, który w zupełności wystarczy. Don't worry, cienie nie będą pachniały alkoholem. On po czasie wyparuje. 
2) Gliceryna
3) Żel Aloe Vera
Chemiczne produkty niezbędne do wykonania Glitter Injections mamy już za sobą. Czas na głównych bohaterów, czyli sypkich brokatów, które będziemy mieszać z wyżej wymienionymi specyfikami. Ja swoje zamówiłam ze strony Donegal(klik). Wszystkie 18 odcieni trafiło do mojego koszyka za sprawą promocji -50%! Nie ukrywam, że patrzyłam już na nie wcześniej, natomiast nie miałam okazji by je zamówić. Szczególnie polecam Chocolate Brown, Sugar Pink, Clear Blue i Rainbow Silver, które prócz bazowego koloru mają również inne refleksy, dzięki czemu nie trzeba ich mieszać z innymi odcieniami by móc uzyskać lepszy efekt. Dodatkowo potrzebne będą puste wkłady na nasze cienie, bądź jeśli zdążyłyście sięgnąć dna w jakiejś paletce po cieniach to na spokojnie możecie ją również wykorzystać. Ja kupiłam puste wkłady i paletkę od ZPalette. 

Jak to się robi?! Zaczynamy!

Proporcje: 
Standardowa proporcja to 3 ml alkoholu, 2 ml gliceryny i 1 ml żelu aloe vera. Ze względu na to, że chciałam zrobić więcej niż dwa/trzy cienie dolałam ich nieco więcej: 9 ml alkoholu, 6 ml gliceryny, 2 ml żelu. Tym możemy bawić się dowolnie, ale proporcja zawsze musi zostać zachowana 3:2:1

Mieszaj, mieszaj, mieszaj!

Całość dokładnie mieszamy, nie pozostawiając grudek. Najlepszym sposobem jest zebranie całego płynu do strzykawki i wylanie go z powrotem. I tak kilka razy, by mieć pewność, że wszystko dobrze się ze sobą zaprzyjaźniło. 

Wybierz swoje kolory i twórz!
Ja postanowiłam wymieszać ze sobą dwa brokaty: Sensual Copper i Desire Magenta. To była pewna mieszanka, którą planowałam zrobić jako pierwszą. W pustym wkładzie ciężko byłoby je dokładnie zmieszać, dlatego najpierw zrobiłam to na papierze.
 Mieszankę alkoholu, gliceryny i żelu wlewamy do pustego wkładu.  1ml/1,5ml wystarczy, by zapełnić jego całą powierzchnię. Następnie dodaję odrobinę produktu (pamiętajmy, aby nie wsypywać wszystkiego od razu!) i dokładnie mieszam wykałaczką. Robię tak kilka razy, aż osiągnę pożądany efekt. Ale co nazywasz pożądanym efektem? Jest to moment, w którym nie da się dokładać więcej brokatu, bo cała masa cienia zaczyna się sklejać i powstają grudki. Z drugiej strony medalu nie można dodać go za mało, bo wtedy cała struktura będzie nam bardzo długo schnąć. 



Tak prezentuje się gotowy cień. Najlepiej zostawić go w chłodnym miejscu na 6-8 godzin. Po upłynięciu tego czasu musimy go bardziej wprasować. Polecam wziąć monetę i worek do mrożonek, przez który będziemy odciskać cień. Należy pamiętać by robić to z wyczuciem. Po skończonym procesie odkładamy cień na 24 godziny, by mógł dojść do siebie i nam służyć. Przypominam, że konsystencja tego cienia będzie mokra, bo o to w całej ideii Glitter Injections chodzi. 
Tak prezentują się swatche wszystkich cieni, które wykonałam. Co do jakości i rolowania się na powiece nie mogę się wypowiedzieć, ponieważ nie przeszły jeszcze przez test.. Są jak cieplutkie bułeczki, wyjęte prosto z pieca, ale nie mogłam się doczekać by móc napisać ten post i pochwalić się moimi własnymi Glitter Injections! Na wszystko wydałam dużo, dużo mniej, z czego jestem bardzo zadowolona.
Kombinacje, które zrobiłam za pomocą brokatów Donegal:
(kolejność według swatch'y na ręce)
1) Chocolate Brown
2) Rainbow Silver
3) Sugar Pink
4) Desire Magenta + Sensual Copper

5) Soft Lilly + Sunrise Gold
6)  Refreshing Green + Deep Turquoise + Shining Purple
7) Wild Red + Sandy Gold + Stary Grey
8) Soft Lilly + Sunrise Gold + Purple Night
9) Ocean Blue
10) Clear Blue



Wydaje mi się, że nie pominęłam żadnego ważnego aspektu tej operacji. Jeśli macie jakiekolwiek pytania - pytajcie śmiało! Jak znajdę odrobinę czasu na makijaż to na pewno poinformuję Was o ich jakości i o tym, jak zachowują się na powiece. Ja jestem zakochana! A Wy?

Zobaczcie, jak one się pięknie mienią!
https://www.youtube.com/watch?v=Mp5jtmQavGU